‘To jest król żydowski’. Taki napis w trzech językach widniał nad ukrzyżowanym Jezusem, o czym czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Jezus – król.

1
Nie wiemy w jakim celu Poncjusz Piłat go tam umieścił, lecz dla żydów i żołnierzy rzymskich stał się powodem do kpin i żartów. Jednak prawdziwie Jezus jest królem, władcą wszechświata. Kim jest król? Jako słowo jest dla ono nas nieco obce, otoczone mgiełką tajemnicy, na dźwięk którego gdzieś w naszych myślach może pojawić się to samo uczucie jakie towarzyszyło szydzącym z ukrzyżowanego. Ustrój, w którym żyjemy nie tylko zdegradował samo pojęcie, ale przede wszystkim obalił samą osobę króla. W roku 1789 we Francji wybuchła słynna, opiewana jako chwalebna i światła, rewolucja która miała obalić stary, monarchiczny ład i oddać władzę w ręce mas niezadowolonych rzesz społecznych. Miała ona jednak także inny cel – zdegradowanie religii i obalenie chrześcijańskiego porządku świata. I ten stan rzeczy, próba zniszczenia Kościoła katolickiego, trwa do dziś. A rozpoczęło się od pewnego rodzaju symbolu – ścięcia króla, strącenia osoby z urzędu, który (o czym wiedzą nieliczni), był urzędem wcale nie świeckim, ale duchownym. Świadczy o tym fakt, że w czasie koronacji, królowie przyjmowali sakramentale – znak święty podobny do sakramentu. W roku 1925 papież Pius XI ustanowił święto obchodzone do roku 1969 w ostatnią niedzielę października, a od 1969 w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, jako znak tego, że wszystko ma swój chwalebny koniec w Jezusie Chrystusie – Królu. Często jednak nie zdajemy sobie do końca sprawy z tego co oznacza, że Jezus jest królem, że on ‘będzie pasł lud Izraela i będzie jego wodzem’, jak usłyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu. Nie zdajemy sobie sprawy, gdyż rzeczywistość ziemska nie daje nam możliwości poznania, co to znaczy mieć króla. Osobę Pana Jezusa, próbuje się przedstawiać, jako przyjaciela, dobrego ‘kumpla’, który jest zawsze gdzieś obok, na którego można zawsze liczyć, ale który tak naprawdę niewiele wymaga, bo w końcu jako przyjaciel akceptuje nas takimi jakimi jesteśmy. I jak łatwo zauważyć taka interpretacja, choć poniekąd może i wydawać się słuszna, to jednak nie wyczerpuje do końca tego kim jest Jezus. Święty Paweł pisze w liście do Kolosan: „I On jest Głową Ciała, to jest Kościoła. On jest Początkiem, pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim.’ O ile więc dla wielu Jezus jest przede wszystkim przyjacielem, bo taka myśl pozwala niejako uspokoić się wewnętrznie, o tyle wspanialsza wydaje się myśl, że ma się przyjaciela w osobie samego króla, a nie jedynie dobrego kolegi. Ta niedziela jest również ostatnią niedzielą Roku Wiary. Jest więc to czas na podsumowanie i zrobienie rachunku sumienia z tego jak go przeżyliśmy. Czy odpowiedzieliśmy na apel papieża Benedykta XVI o to by wgłębiać się w lekturę nie tylko Pisma Świętego, ale również Katechizmu Kościoła Katolickiego oraz tekstów Soboru Watykańskiego Drugiego. W naszym kościele na pulpicie obok księgi Ewangelii leżały zawsze Katechizm Kościoła Katolickiego i Dokumenty Soboru, co miało nam przypominać o zadaniu jakie wyznaczył nam poprzedni papież. Jeżeli zatrzymaliśmy się tylko na jednym z tych elementów ten rok należało by uznać za stracony. Z drugiej jednak strony koniec Roku Wiary nie oznacza zakazu wgłębiania się w wymienione powyżej pisma. Jest wręcz okazją do nadrobienia tych strat, bo bez tego nasza tożsamość katolicka będzie słaba.

Tomasz